Wcale nie jesteś minority, po prostu ludzie, którzy zareagowali tak jak Ty nie piszą nic na ten temat, bo uważają to za zbędne. Reszta po prostu filmu nie widziała albo, co bardziej prawdopodobne, w ogóle o nim nie słyszała, lub też ma trwałą alergię na kino azjatyckie. Podobnie ja - nie rozumiem kompletnie skośnego kina, nie dociera do mnie i już. Niektórzy pewnie powiedzą, że mam zero gustu lub jestem ograniczony umysłowo, niech gadają, a to i tak nic nie zmieni. Jedyne, co mi pozostaje po seansach tego typu to niesmak i zgaga. Środki wyrazu, którymi posługują się Azjaci, są mi kompletnie obce i niezrozumiałe. Nie zamierzam ich jednak zrozumieć, bo podchodzę do kolejnego filmu z Azji i kończy się to dokładnie tak samo: bekaniem, podobnie jak Tobie. Nie sądzę, żebym był aż takim dyletantem kinowym, ale - wybaczcie - już na sam widok mimiki skośnych aktorów i sposobu wypowiadania przez nich swoich kwestii czuję zbliżającą się katastrofę. Trudno, już tak mam, ale rozumiem, że są też fani, dla których filmy z Azji to arcydzieła. Nie dyskutuję z nimi, bo nadajemy na innych falach.