I to naprawde niezly. Hindusi uwielbiaja przerabiac nie tylko amerykanskie filmy (jak np. "Pan i Pani Smith" czy "Man on Fire") ale tez azjatyckie ("Naina" - czyli remake "The Eye" Braci Pang byl calkiem straszny jak na bolly oczywiscie ;). Mimo iz nie posiadaja praw autorskich, to nieraz kopiuja wszystkie najistotniejsze szczegoly. Wprawdzie "Zinda" zaczyna sie troche inaczej (glowny bohater, informatyk zostaje porwany z molo, akcja rozgrywa sie w Bangkoku, trzymany jest w zamknieciu 14lat, pokazane jest inne samobojstwo dziewczyny oraz pare innych uproszczen) ale sa fragmenty identyczne jak w dziele Park Chan-wooka. Nie moglo zabraknac wyrywania zebow, jest nawet kilkuminutowa walka glownego bohatera z oprychami (z jednego ujecia) i przyznam, ze gdybym nie widzial wczesniej "Oldboya" czy "Tom yum goong" to moglaby zrobic na mnie wrazenie.
Swietny technicznie, bardzo dobre ujecia a wszystko podciagniete niebieskim filtrem, muzyka wciaz obecna (i nie chodzi mi o piosenki... te sa zaledwie dwie).
Co ciekawe film dosc brutalny. Sceny z wiertarka moze nie sa az tak ostre jak w "Driller Killer" Ferrary, ale i tak co najmniej na R (ciekawe czy np. w Bombaju maja ograniczenia wiekowe, czy wpuszczaja na ten film dopiero widzow, ktorym urosly wasy.. bo kiedys tak bylo ;)
Oczywiscie nie jest to ta klasa co "Oldboy" - jeden z najlepszych filmow XXI wieku, ale spokojnie mozna zaliczyc do udanych bollywoodzkich produkcji.
Niestety rozczarowujaca jest koncowka. Motyw jaki byl w "Oldboyu" by juz w Indiach nie przeszedl, wiec Hindusi musieli wymyslic cos zastepczego. W sumie tez hardkor, jednak zbyt przypominalo mi to hollywoodzkie zakonczenia.